Relacja spisana dla Centrum Dokumentacji Niemieckich Sinti i Romów
Urodziłam się w 1926 r. w
Stuttgarcie. Miałam czwórkę rodzeństwa, które także tu przyszło na
świat. Moi rodzice przebywali w Stuttgarcie już od dłuższego czasu.
Mieszkaliśmy w pięknej dzielnicy z wieloma ogrodami i parkami. Ojciec
zarabiał na życie zajmując się sprzedażą antyków i instrumentów
smyczkowych. Żyliśmy w zgodzie z sąsiadami. Nikt nas nie dyskryminował.
Gdy powracam we wspomnieniach do tych lat, muszę przyznać, że był to
najpiękniejszy okres w moim życiu. (…)
Moja nauczycielka była wielką
osobowością i przeciwniczką reżimu nazistowskiego. Jej to zawdzięczam,
że mogłam ukończyć ósmą klasę szkoły podstawowej. Bez tego nie
przeżyłabym Auschwitz. Gdyby nie ukończona szkoła nigdy nie dostałabym
się do Schreibstuby. (…)
Aresztowano nas w marcu 1943 r. O 6 rano
przyjechała policja i zabrano nas do ciężarówek. Miałam wówczas 17 lat.
Wraz z rodzicami, czwórką rodzeństwa, 3-letnią bratanicą, 80-letnią
babcią i wieloma innymi krewnymi zostałam deportowana do Auschwitz.
Druga babcia przyjechała tu nieco później wraz z córką i dziewięciorgiem
wnucząt. (..)
Gdy jechaliśmy do Auschwitz, nasz pociąg zatrzymał się
nagle z jakiegoś powodu. Z naprze¬ciwka nadjechał inny pociąg, który
zatrzymał się obok nas. Mogliśmy spojrzeć maszyniście prosto w twarz i
wówczas mój kuzyn zapytał go. "Niech nam Pan powie, gdzie to jest, co to
takiego ten Auschwitz?" Nie zapomnę nigdy spojrzenia maszynisty. Wlepił
w nas wzrok i nie powiedział ani słowa. Był on jednym z tych, którzy
przewozili te potworne transporty. Nie mógł nic powie¬dzieć, przeszył
nas tylko wzrokiem. Dopiero będąc w Auschwitz pojęłam, dlaczego ów
mężczyzna pozostawił nas bez odpowiedzi. Był on jak skamieniały.
Pierwsze
wrażenie po przybyciu do Auschwitz było straszne. Było już ciemno, gdy
przy-jechaliśmy. Ogromny teren, który był jednak oświetlony. Noc
spędziliśmy na podłodze w ogromnej hali. Następnego dnia rano weszliśmy
do obozu. Tam wytatuowano nam numery obozowe i obcięto włosy. Zabrano
nam ubrania, buty i inne nieliczne przedmioty, które jeszcze mieliśmy
przy sobie.
Zigeunerlager w Birkenau usytuowany był między obozem męskim a odcinkiem szpitalnym.
Stało
tu 30 baraków zwanych blokami. Dalej rozciągały się kuchnie, bloki
chorych i umywalnia. Jeden z bloków służył jako toaleta dla całego
obozu. W pozostałych umieszczono ponad 20 000 Cyganów. Baraki nie miały
okien lecz tylko wywietrzniki. Podłogę stanowiło gliniane klepisko. W
baraku, w którym można było zmieścić około 200 osób, umieszczano często
800 lub więcej. Już same warunki egzystencji, w których znalazło się
tylu ludzi, były męczarnią.
Obok mnie szła moja ciotka. Spojrzałyśmy
na siebie, łzy pociekły nam z oczu. Niesamowite wrażenie. N a pryczach w
bezruchu siedzieli ludzie i wpatrywali się w nas. Pomyślałam - to sen,
jestem w piekle.
Po upływie około 14 dni przydzielono nas do grup
roboczych. Wraz z innymi kobietami mu¬siałam nosić ciężkie kamienie do
budowy obozu. Mężczyźni budowali Lagerstmfte. Także starsi ludzie, bez
względu na stan zdrowia, wszystkich ściągnięto do pracy. Mój ojciec miał
wówczas 61 lat. Nie uwzględniono tego. Nie liczono się z nikim i z
niczym. Auschwitz był obozem zagłady.
Obóz Birkenau nie był jeszcze
wówczas gotowy. Najgorszy był głód. Warunki sanitarne nie do opisania.
Brakowało mydła i nie było możliwości umycia się. A kiedy wybuchła
epidemia tyfusu, nie można było pielęgnować chorych, bo brakowało leków.
To było piekło. Trudno sobie wyobrazić coś gorszego (…)
Najpierw
umierały dzieci. Dzień i noc z płaczem wołały o chleb. Wkrótce wszystkie
zmarły z głodu. Także dzieci, które w Birkenau przychodziły na świat,
nie żyły długo. W przypadku nowo¬rodków esesmani troszczyli się jedynie o
to, by je zgodnie z regulaminem wytatuować. Większość z nich zmarła
kilka dni po urodzeniu. Nie było opieki, brakowało mleka, ciepłej wody,
pomijając już puder czy pieluszki. Większe dzieci, powyżej 10 lat,
musiały dźwigać kamienie do budowy LagerstrajJe. Przy panującym głodzie
dziennie umierały setki dzieci.
Z powodu brutalności esesmanów
również codziennie ginęli ludzie. Nasza drużyna robocza musiała
wykonywać pracę w biegu. Obok nas na rowerze jechał Blockfilhrer. Gdy
któraś z kobiet upadła, bo była już za słaba, bił ją kijem. Wiele z nich
na skutek tego zmarło. Ten Blockfuhrer nazywał się Konig. (…)
Mniej
więcej po upływie pół roku od chwili przybycia do Birkenau dostałam się
do Schreibstuby. Zakładałam tam kartoteki według list transportowych i
prowadziłam księgę główną dla mężczyzn z naszego obozu. Codziennie
musiałam wpisywać meldunki o śmierci, które przychodziły do
Schreib¬stuby z Krankenbau. Wpisałam ich tysiące do książki.
Byłam
właśnie ósmy dzień w Schreibstubie, gdy przyszedł Totenmeldung, na
którym widniało nazwisko mojego ojca. Byłam jak porażona, łzy spływały
mi z oczu. W tym momencie drzwi otwarły się z hukiem,
SS-Oberscharfilhrer Plagge wpadł jak bomba do środka i wrzasnął:
"Dlaczego beczy ta tam w kącie ?" Nie byłam w stanie odpowiedzieć. Ale
moja przyjaciółka Hilly Weiss, która była pisarzem raportowym wyjaśniła:
" Zmarł jej ojciec". Na co esesman odrzekł: "Wszyscy kiedyś umrzemy" i
opuścił Schreibstubę. (…)
Gdy doszło do likwidacji Zigeunerlager
Cyganie chwycili za broń. Była to tragiczna historia. Nasi ludzie
przygotowali sobie broń z blachy. Z blachy wykonali noże. Przy użyciu
tych noży oraz kijów bronili się aż do końca. Znam pewnego naocznego
świadka, Polkę o imieniu Zyta, która pracowała naprzeciwko nas w
Arbeitseinsatz. Była ona świadkiem likwidacji Zigeunerlager. Ze łzami
opowiadała mi potem, jak rozpaczliwie bronili się Cyganie, gdyż
wiedzieli, że zostaną zabici w komorach gazowych. Ich opór został
złamany przy użyciu pistoletów maszynowych. (…)
Lekarz SS, który
pełnił służbę w Zigeunerlager nazywał się Mengele. Był on jednym z
lekarzy siejących grozę w Auschwitz. Oprócz przestępstw, których
dopuszczali się w Auschwitz lekarze SS, Mengele przeprowadzał
eksperymenty na kalekach i bliźniętach. Także moje kuzynki, które były
bliźniaczkami służyły mu jako "króliki doświadczalne". Po dokonaniu
różnych pomiarów i iniekcji, dziewczynki zostały zagazowane.
Gdy
ostatni Cyganie zostali wysłani do komór gazowych, zabito także
bliźniaki. Na rozkaz Mengele przeprowadzono jeszcze sekcję zwłok zanim
je spalono. Mengele chciał widocznie wiedzieć, jak dalece organy
wewnętrzne bliźniąt są do siebie podobne.
W 1944 r. wysłano w
transport z naszego obozu około 2000 zdolnych do pracy ludzi. Pozostało
jeszcze około 3500. Byli to starzy ludzie, chorzy, dzieci oraz ci,
którzy już nie nadawali się do ciężkiej pracy. "Zlikwidowano" ich - jak
to określało SS - 2.8.1944 r. Z 30 000 deportowanych do Auschwitz
Cyganów, przeżyło około 3000. Znajomość tych liczb dała mi moja praca w
izbie pisarskiej.
Osobiście straciłam w Auschwitz około 30 krewnych.
Zmarły tam obydwie babcie. Była tam ciocia z dziesięciorgiem dzieci.
Przeżyła tylko dwójka... Była także w Auschwitz druga ciocia z
pięciorgiem dzieci. Nikt z nich nie przeżył Auschwitz. Jeszcze inna
ciocia została pod sam koniec zabita gazem. Ojciec zmarł dosłownie z
głodu zaraz w pierwszych miesiącach po przybyciu do obozu.
Najstarsza
siostra zachorowała na tyfus i zmarła na skutek powikłań. Oczywiście
niedożywienie, głód odgrywały tu pewną role. Potem zmarł mój brat, mój
najmłodszy brat. Miał 13 lat. Musiał nosić ciężkie kamienie, aż wychudł
jak szkielet. Mama zmarła kilka miesięcy później. Wszyscy umierali z
głodu.
Nie da się Auschwitz porównać z niczym. Nie jest przesadą stwierdzenie" Auschwitz - to piekło". (…)
Centrum Dokumentacji Niemieckich Sinti i Romów w Heidelgeru