Relacja spisana dla Romskiego Instytutu Historycznego.
Urodziłem się w rodzinie romskiej. Moi
rodzice Franciszek i Zofia bardzo przestrzegali naszych praw, zwyczajów i
obyczajów. Ojciec był z zawodu kowalem i miał opinię dobrego
rzemieślnika w Grabowie, tj. miejscowości, której mieszkaliśmy i tam też
przyszedłem na świat. Równocześnie byliśmy w domu wychowywani w duchu
polskim. Całe moje rodzeństwo chodziło do polskiej szkoły, a rodzice
bardzo dbali o to abyśmy wynieśli przywiązanie do ziemi ojczystej.
Miałem cztery siostry i brata, który był najstarszy. Stąd właśnie on
szczególnie mną się opiekował. Pamiętam, że w 1936 r. rozpocząłem naukę w
szkole powszechnej w Grabowie, a przed wybuchem wojny badajże w marcu
1939 r. wstąpiłem za namową brata Józefa do drużyny Organizacji Zuchów
Związku Harcerstwa w mojej szkole. Pragnę tutaj powiedzieć, iż mój brat
również podczas nauki szkolnej należał do ZHP, a później był członkiem
kręgu starszo- harcerskiego. Dobrze pamiętam dzień wybuchu wojny, dzień
był bardzo piękny, słoneczny i bardzo ciepły. Wcześnie rano obudził nas
głośny warkot motorów. Okazało się, że to były nisko nad ziemią lecące w
kierunku wschodnim niemieckie samoloty. Późnym popołudniem ojciec
zaprzątnął konia do wozu, natomiast matka z siostrami zaczęła pakować
nasz dobytek. Po mniej więcej dwóch godzinach z podążyliśmy na
wrześniową tułaczkę. Jak sobie przypominam nie trwała ona długo,
zaledwie kilka dni? Wkrótce miejscowość, do której dotarliśmy zajęły
wojska niemieckie. Dlatego ojciec postanowił powrócić do rodzinnego
Grabowa. W pierwszym okresie niemieckiej okupacji żyliśmy dość
spokojnie. Władze niemieckie rzadko pojawiały się w naszej wsi. Dopiero
później zaczęły się prześladowania ludności, rabowanie płodów rolnych i
bicie ludzi. Jako dziesięcio czy dwunastoletni chłopiec wszystko to
obserwowałem? Równocześnie mój starszy brat Józef zaczął coraz częściej
znikać z domu. Widziałem, iż często spotykał się ze swoimi kolegami z
kręgów harcerskich. Oczywiście wówczas nie wiedziałem, co to może
oznaczać. Dopiero gdzieś wiosną 1942 r. na pewno po moich dwunastych
urodzinach wdał się ze mną w rozmowę. W jej trakcie stwierdził, że
jestem już dostatecznie duży i przeszedłem pewne przeszkolenie do
samodzielnego życia oraz zdobyłem umiejętności obserwacyjne z
organizacji zuchowej, stąd mogę się przydać w służbie dla Polski. Po tej
rozmowie zaprzysiągł minie na Święty Krzyż i przykazał mi, że w żadnym
przypadku i nikomu nie mogę nic powiedzieć o tym, co robiłem w
Organizacji oraz kogo poznałem. Oczywiście nie wiedziałem jak ta
Organizacja się nazywała (dopiero później już w więzieniu radomskim brat
powiedział mi, iż to Armia Krajowa). Od tego momentu wykonywałem różne
zadania, przenosiłem ukryte rozkazy i meldunki. Najczęściej polecał mi
wykonanie danej roboty mój brat, ale także jego znajomi. Obserwowałem
również ruch niemieckich ciężarówek, notowałam to i oddawałem
przełożonym. Moja służba dla Polski trwała kilka miesięcy do lata 1942
r.. Później zostałem wraz z bratem aresztowany i w końcu po wielu
przesłuchaniach w Gestapo połączonych ze strasznym biciem znaleźliśmy
się w więzieniu w Radomiu. Mimo licznych szykan i tortur zdołałem
wszystko wytrzymać i co najważniejszej nie złamać przysięgi złożonej
bratu przed Panem Bogiem. Z końcem września 1942 r. załadowali mnie do
wagonu kolejowego. Po kilkugodzinnej jeździe pociąg się zatrzymał. Z
łoskotem ktoś otworzył drzwi i po chwili usłyszeliśmy głośny ryk raus!,
raus!, raus! Wyskoczyłem z wagonu, jako jeden z pierwszych i od razu
zostałem uderzony przez SS-manna kolbą karabinu w brzuch. Po pewnej
chwili zorientowałem się, że obok uzbrojonych w karabiny niemieckich
żołnierzy znajdowało się także wielu mężczyzn ubranych w dziwne pasiaste
ubrania, którzy w rękach dzierżyli kije. Po chwili ogólnego zamętu
wspomniani mężczyźni (później się dowiedziałem, że to więźniowie Capo)
ustawili nas w piątki i w takiej kolumnie pod eskortą SS-mannów pognano
nas dalej. Może po pięciu minutach stanąłem przez bramą z napisem,
Arbeit macht frei i równocześnie zobaczyłem obrodzenie z drutu
kolczastego. Następnie wprowadzono nas na ten ogrodzony i przez kilka
godzin musieliśmy stać. Po czym kolejno podchodziliśmy do rozstawionych
stołów, przy których również siedzieli mężczyźni w pasiastych ubraniach.
Musiałem podać imię, nazwisko, datę i miejsce urodzenia, zawód, imiona
rodziców i nazwisko panieńskie matki. Od człowieka, który to wszystko
zapisał dostałem na wypisany na karteczce numer 66485, a mój brat o
jeden wyższy, tj. 66486. Wówczas wspomniany człowiek powiedział nam, że
jesteśmy więźniami Konzentrationslager Auschwitz. Później zaprowadzono
mnie i brata do piętrowego budynku, w którego pomieszczeniach znajdowały
się trzypiętrowe prycze do spania. Przez czas przebywaliśmy w tym
budynku na tzw. kwarantannie. Podczas tego okresu uczono nas śpiewania
niemieckich piosenek oraz urządzano różne uciążliwe ćwiczenia
gimnastyczne. Pamiętam, że wtedy szczególnie często byłem bity, gdyż nie
potrafiłem się szybko nauczyć po niemiecku mojego numeru
więźniarskiego. Potem przychodziła mi ta praktyczna nauka języka
niemieckiego bardziej sprawnie, także wkrótce mogłem się dość sprawnie
porozumiewać w tym języku. Po dwóch lub trzech tygodniach dostałem
przydział pracy do komanda DAW – Deutsche Ausrüstungswerke. Była wielka
stolarnia, gdzie produkowano skrzynki na amunicję artyleryjską. W tym
komandzie wykonywałem różne prace pomocnicze jak na przykład sortowanie
sztaplowanie drewna. Praca była bardzo ciężka, ale odbywała się w
pomieszczeniach zadaszonych. Późnie przeniesiono mnie do drugiego
odległego o trzy kilometry obozu Birkenau. Po około dwóch tygodniach
znalazłem się w obozie w Buchenwaldzie w głębi Niemiec. Po stosunkowo
krótkim czasie przeniesiono mniej do obozu Dora, gdzie w sztolniach
wykutych w skałach pracowałem przy produkcji części do nowej niemieckiej
broni V1 i V2. Pod koniec wojny może na początku kwietnia 1945 r.
podczas ewakuacji obozów koncentracyjnych dostałem się do Bergen-Belsen i
tam zostałem wyzwolony. Po kilku tygodniach szczęśliwie wróciłem do
mojego ukochanego rodzinnego kraju.
Na tym relację zakończono.